Moje wspomnienia z Reichenau / Bogatyni. Dieter Müller
Moje wspomnienia z Reichenau / Bogatyni.
Chociaż urodziłem się w 1948 roku i nigdy nie mieszkałem w Reichenau, to w mojej głowie są komórki, które wciąż zawierają informacje utrwalone z relacji moich krewnych. Urodzony i wychowany w Wiesie koło Kamieńca, często spędzałem wakacje w Zittau. Moja mama już w wieku 7 lat puściła mnie tam samego, z przesiadką w Bischofswerdzie, a konduktorzy się mną opiekowali. Dla mnie taka podróż zawsze była wieczną przygodą. Zafascynowały mnie na przykład piękne, stare dworce. Ciągle miałem w oczach sadzę z parowozu, ponieważ zawsze wychylałem się przez okno. Raz znalazłem się w chyba szczególnym, jakoś szlachetnym, wyłożonym drewnem pociągu: głos przekazywał pasażerom informacje o danym miejscu, które ma być mijane, np. Oderwitz z fabryką czekolady czy Wilthen z destylarnią wina. Ciocia Ida odbierała mnie zazwyczaj na dworcu w Zittau.
Później szedłem sam przez tunel dla pieszych ze świetną akustyką do Eckartsberger Straße 72, gdzie mieszkali moi dziadkowie z ciocią Idą. Musieli dzielić mieszkanie z małżeństwem Kummerów po wypędzeniu, jak to określili z Reichenau. Pan Kummer z dumą pokazał mi książkę napisaną po francusku o Hitlerze. Dla mnie to było raczej dziwne, w wieku około 11 lat niewiele mogłem z tym zrobić. Z okna kuchni widać było Gickelsberg (Guślarz), górę mojej ojczyzny. Babcia i dziadek pokazali mi ją, na pewno tęsknili za domem. Ale nigdy nie czułem nienawiści czy goryczy wobec nowych mieszkańców polskiej Bogatyni. Mój dziadek, pracownik fabryki farbiarskiej, zawsze w środy wymieniał „Wochenpost” z ogrodnikiem z Löbauer Straße. Dziadek był żołnierzem w I wojnie światowej w Rosji. Pokazał mi swoje odmrożenia na nogach i opowiedział o odwszawianiu i wizycie wojsk cesarkich. Mimo, że żołnierze byli tak wycieńczeni, gdy przychodził Naczelny Wódz, dowódca rozkazywał: „Towarzysze, nadymajcie policzki, nadchodzi cesarz!”. Dziadek był więc zabawnym facetem, który z pewnością tłumił złe rzeczy, których doświadczył w czasie wojniy ale nie wspominał o nich. Dla niego był Bolle, a ja Pitt, nazwany tak na cześć bohaterów komiksów z „Sächsische Zeitung”. A babcia nie dałaby się odwieść od tego, że mówiło się tylko „dischkriern” i nigdy, przenigdy nie dyskutowała. Dziadkowie, którzy mieli pięcioro potomków, zawsze żyli w zgodzie i harmonii. Zmarli w wieku 87 lat, w 1959 (dziadek) i 1961 roku (babcia). Siostra mojej babci Martha mieszkała przy Franz-Könitzer-Strasse wraz z mężem Albertem (stolarzem i opiekunem szkoły w Reichenau) w maleńkim mieszkaniu, raczej ciemnym i bez wygód. Ich jedyny syn musiał iść na wojnę w 1943 roku i zginął kilka tygodni później pod Warszawą; towarzyszyli mu aż do Görlitz ( Zgorzelca). Często chodziliśmy do nich. Domek solny na naszej ulicy zawsze mnie fascynował swoim chorobliwym urokiem i wielkością. Około 1978 roku wraz z moją żoną, moją matką i ciocią Idą, pojechaliśmy naszym Trabantem do ich starej ojczyzny po raz pierwszy od czasu wypędzenia. To było coś wyjątkowego i niesamowitego, aby doświadczyć szczegółów, które obie zapamiętały. Miały miejsce prawdziwe spory o to, którzy mieszkańcy gdzie mieszkali. Pokazano nam nawet drzewo przy remizie, które zasadził mój dziadek. Zjedliśmy coś w dawnym Kretschamie. Płytki w toalecie zostały położone jeszcze wcześniej przez firmę z Dresden-Niedersedlitz, a na płytce był uwidoczniony adres. Dwie starsze panie ze wzruszeniem opowiadały nam, że w tamtejszej sali zmarł ich brat Ryszard. Na krótko przed śmiercią mojej mamy pojechaliśmy z nią jeszcze raz do Polski. Szczególnie poruszył ją fakt, że odbywało się nabożeństwo w kościele, w którym została ochrzczona i przyjęła Komunię Świętą. Pamiętam, że kościół był odświętnie przystrojony niebieskimi i żółtymi wstążkami, a na froncie stał stary zegar. Moja matka Frieda Müller (z domu Teichmüller) urodziła się jako najmłodsza córka 12 kwietnia 1910 roku w Reichenau i została ochrzczona jako katoliczka 5 maja 1910 roku. Mam jeszcze trzy świadectwa chrztu z tego wydarzenia. Jednym z chrzestnych był Robert Krauthauser (mistrz piecowy) – z pewnością spokrewniony z Paulem Krauthauserem (patrz księga domowa 1997, teatr gwarowy Reichenau). Jako dziecko mieszkała na Radetzkyplatz, w wieku chyba 4 lat powiedziała, że jest „Friedel von Detzkyplatz”, więc mieszkała na Radetzkyplatz.
Pamiętała też, że gdy w niedzielę odwiedzała dziadków, zawsze musiała siedzieć cicho. Później, jak wynika z pocztówki, mieszkała u pana Pfahla na Schulgasse. Cierpiała z powodu kar w szkole katolickiej, np. gdy mecenas bił ją po rękach lub gdy musiała klęczeć na kłodach. Później mieszkała u „pani Agnes Lindemann koło kina”. W 1934 roku wyszła za mąż za Haralda Teichmüllera, mechanika samochodowego z Zittau. Inge urodziła się w 1934 roku w Großporitsch przy Russenstrasse 16, gdzie rodzina najpierw mieszkała, następnie Peter w 1935 roku w Watzdorfheim w Pethau, a Margit w 1936 roku. Niegdyś małżeństwo przebywało w sklepie tekstylnym w Zittau w czasach nazizmu. Żydowski właściciel był już szykanowany i skarżył się na to, gdyż nie był niczemu winien. Podał mężowi cygaro. Na ulicy pojawiły się podejrzenia, że może wybuchnąć. Tak działała antysemicka propaganda! Następnie rodzina przeniosła się do Kleinschönau, a w 1937 roku do Wiesa, gdyż mąż znalazł pracę w firmie spedycyjnej Berger w Kamieńcu. Małżeństwo zakończyło się rozwodem w 1944 r. W 1945 r. moja mama była z dziećmi w Reichenau, gdy dom, w którym przebywali, został zbombardowany. Piotr został zraniony drzazgą i myślał, że teraz będzie musiał umrzeć. Według późniejszych relacji Margit, kobiety były tam gwałcone przez rosyjskich żołnierzy po tym, jak front przetoczył się przez Reichenau. Moja matka zmarła w 1991 roku. Siostra mojej matki, Ida, urodziła się w 1899 roku i była najstarsza. Pracowała w przemyśle włókienniczym w Reichenau, na pewno w fabryce pana Willibalda Lichtnera. Opowiedziała mi też o swojej pracy w restauracji w Böhmisch-Ullersdorf u pary karczmarzy Kandlerów. Często zabierała mnie ze sobą w odwiedziny do ich mieszkania, obecnie w Zittau. Pracowała też w Zittwerke w Poritsch. Pytałem ją, czym się zajmowała, co było tam produkowane. Ale zawsze odpowiadała: „Allerlee”. .”. Teraz jednak wiem z internetu, że naziści produkowali tam silniki do samolotów odrzutowych jako cudownej broni Hitlera, także z pomocą robotników przymusowych, Żydów i jeńców wojennych. Co mogli tam zrobić? Pewnie nigdy się nie dowiem. Po wojnie i wypędzeniu pracowała jako gosposia u pana Lichtnera, który był również przewodniczącym Powszechnej Lokalnej Kasy Chorych w Reichenau. Ciocia Ida czasami zabierała mnie tam ze sobą. Z miłością opiekowała się swoimi wnuczkami. Działała w „Volkssolidarności” jako kasjerka, a zmarła w 1986 roku. Brat matki Karl był zatrudniony jako maszynista lokomotywy elektrycznej w kopalni węgla w Türchau. W czasie II wojny światowej zobowiązany był do służby w Espenhain i Stuttgart-Bad Cannstadt, dzięki czemu nie musiał iść na wojnę. Później, po wypędzeniu, musiał szkolić polskich robotników na maszynistów lokomotyw. W tym czasie zakradał się pod osłoną nocy i mgły do opuszczonych mieszkań swoich krewnych w Bogatyni i przenosił przez Nysę artykuły pierwszej potrzeby, takie jak pościel. Wujek Karl zawsze był zdania, że Hitler powinien był zadowolić się zajęciem Polski i Sudetów. Z tym megalomanem pewnie wielka, źle ulokowana nadzieja. Następnie zamieszkał w Großschönau u śląskiej wdowy i jej trzech córek, które również zostały wypędzone. W 1973 roku będąc świetnym hodowcą królików, zmarł na raka. Inna siostra mojej mamy, Liesbeth, również przeniosła się do Kamieńca i tam wyszła za mąż. Zmarła na raka w 1955 roku.
Moi krewni często zabierali mnie na wycieczki. Tak poznałem i pokochałem Weinau czy piękne góry Zittau. Mam jeszcze kilka dokumentów. Szczególnie cenne są dla mnie stare zdjęcia moich przodków. Na zdjęciu z moimi pradziadkami widać teczkę z napisem „C. A. Preibisch Reichenau i. Sa. Za pośrednictwem pana Tilo Böhmera z Ostritz dowiedziałem się, że jest to publikacja okolicznościowa z 1909 roku na 50-lecie firmy Preibisch. Podczas dalszych badań natknąłem się na liczne działania społeczne pana Preibischa i ich synów. Wzór do naśladowania dla wszystkich przedsiębiorców. W Bogatyni nazwano jego imieniem park i postawiono kamień pamiątkowy. Chciałbym zwrócić uwagę na obszerną kolekcję starych pocztówek i innych przedmiotów z Reichenau i okolic w Internecie autorstwa Pana Piotra Werkowskiego z Polski.
Dzięki zapisom moich krewnych i kopiom dokumentów (sukcesja sądowa w Königshain), które pan Böhmer był uprejmy mi udostępnić, udało mi się ustalić przodków aż do 1624 roku.
Dla mnie rewelacja. Mogłem więc zrozumieć, że wszyscy moi przodkowie ze strony matki, pochodzą z Königshain i okolic (Blumberg, Grunau).
Udało mi się też znaleźć w internecie księgi adresowe Reichenau z 1926 i 1938 roku, a w nich nazwiska mojego dziadka i pradziadka oraz Alberta Schulza, mojego prapradziadka z Zittau Könitzerstrasse, a także Roberta Krauthausera i inne informacje.
Uważam, że ważne jest, aby każdy pamiętał o swoim pochodzeniu i aby każdy miał świadomość, co spowodowało, że nasi przodkowie stracili swoją ojczyznę.
Dieter Müller, Murnau w Górnej Bawarii
Comments are Disabled